Dodatek specjalny – Streszczenie historii Yao

Drogie gobliny, ghule, duchy i inne kochane plugastwa!

Z okazji Święta Zmarłych mamy dla Was kolejne wspaniałe streszczenie autorstwa Kany, idealnie oddające mroczny klimat dzisiejszego dnia! Waszym spragnionym krwi usteczkom dostarczamy bal arystokratów, a na nim pannę na wydaniu, wpadającą prosto w lodowate szpony wampira! I to nie byle jakiego wampira! Przed wami historia Atristan i Yao.


Bal. Wspaniały bal na dworze Finnswordów. Mający zapewne na celu znalezienie odpowiedniego kandydata do ręki pięknej arystokratki, Perły Nowej Aerii – Atristan. Jednak dziewczę nie szalało z radości. Choć pięknie wyszykowana, na złość matce założyła jak najskromniejszą suknię (nie żeby i w niej nie kusiła jak diabli wszystkich nieślepych przedstawicieli płci przeciwnej).
Ale jakoś nie widział jej się ten wieczór.
Avatar użytkownikaBo co można robić wśród tych wszystkich nadętych, spitych snobów przypominających jak nie baleron to prosiaka w całości?
Na szczęście plotki głosiły, że miało się zjawić też kilka wampirów, arystokratów o zimnych licach. Tu prawdopodobieństwo trafienia na twór wędlinopodobny spadał praktycznie do zera – a już na pewno Yao, który od pierwszego post… pierwszej chwili zwrócił uwagę wydawanej panny, nie przypominał opakowanej w sznurki dumy rzeźnika.
Spotkali się na zewnątrz, pod romantycznym rozgwieżdżonym niebem, gdzie Atris chroniła się od dalszych zabaw z elitarnym motłochem, gdzie albo ktoś był o nią zazdrosny, albo kochał się w niej i zabiegał o względy. No ileż można?!
Ale on był inny. Był inny od samego początku, odkąd tylko przybył – a zrobił to praktycznie z nudów i bez żadnego innego powodu.
Moooże trochę z samotności.
A, i bo remontowali jego posiadłość.

Tak czy inaczej powód był nietypowy.

Jedno trzeba przyznać tej parce – mieli ze sobą coś wspólnego. Tyle pogardliwych myśli o kupieckich rodzinach i innych bogaczach zgromadzonych na zamku nie wyprodukowałoby żadne z nich z osobna, ile udało im się wytworzyć razem. Skoro więc ona nie lubiła tam nikogo i jego tam wszyscy drażnili, to czy nie można uznać, że spotkanie i zawarcie ciekawej znajomości było im przeznaczone?

A znajomość owa była niemal namiętna!
Nie da się dobrze tego ująć w streszczeniu – wyobrazić sobie trzeba to napięcie i fascynację lejące się z posta na post, pchające ku sobie ją i jego. Jej próby opanowania uczuć i nieposłusznego ciała, chaos w sercu i niepewność kiedy na niego patrzyła. Jego… coś co określił stanem równowagi pomiędzy pogwałceniem etykiety i wampirzym flirtem – to wszystko sprawiało, że pogawędka i taniec, każdy dotyk stawały się nieprzyzwoicie wręcz kuszące.
No i dodajmy, że cały czas chowali się na osobności.

W końcu jednak ten wstęp do romansu musieli przerwać. A właściwie to on go przerwał. Zrobił Atristan nadzieję na gorący pocałunek, cudowne zwieńczenie zapoznania, a kiedy zamknęła oczy se polazł. Gdzieś.
A ona się wściekła.
Urobił ją jak chciał, sprawdził czy będzie w stanie ją uwieść, a kiedy była gotowa mu się oddać… nawet nie skorzystał! Poczuła się co najmniej dotknięta.
W bojowym nastroju wróciła na przyjęcie, gdzie przetańczyła całą niemalże noc z sir Roderickiem – ,,szlachetnym, miłym i przystojnym, choć nieco tępym”. Tak, brakowało jej inteligencji, którą widziała w oczach Yao (tego podstępnego drania!).

Goście na szczęście mogli przenocować i zaproszeni byli na śniadanie, więc opowieść nie miała się na tym zakończyć.
Choć Atristan nie spodziewała się ujrzeć rano swojego wampirzego zalotnika… tego tam no, co go miała ignorować, w razie gdyby się pojawił, to on jednak przyszedł. Brakowało jednak innej osoby – matki dziewczyny. Na początku nie zorientowałam się, że to jest ważne, ale było.
Że coś się święci dotarło do mnie, gdy idąc po śniadaniu z grupą gości Atris została dźgnięta nożem i straciła przytomność, a wszyscy rozpierzchli się w popłochu. Atak nie udał się jednak, gdyż czujny Yao użył na czas magii lodu i złotowłosa została właściwie tylko lekko zraniona.
Efekt jednak był – zająć się nią musiał nadworny lekarz, a po dłuższym czasie napięcia na zamku wampir miał okazję z nią porozmawiać, usiąść na jej łóżku i trochę ją… pogłaskać… takie tam.
W chwili uniesienia wygadała mu więc, że strzeże rodzinnego sekretu i nie jest już dłużej bezpieczna.
Żaby nie było nieporozumień – on serio tylko ją głaskał. Ona wyskoczyła z tą intrygą zanim zdążyło dojść do czegokolwiek więcej.

Ale mieli czas – umówili się, że wampirzy dżentelmen jej pomoże, a to oznaczało spooro dni do spędzenia razem.

Plan był taki – ona pokaże mu artefakt i wyjaśni więcej, a potem wyruszą w podróż, by odnaleźć jej matkę.
Umówili się o zmierzchu.

Kiedy spotkali się ponownie zaprowadziła go do tajnej biblioteki, gdzie poddała go pewnemu testowi, a przy okazji przedstawiła najwspanialszą postać poboczną – galaretko-meduzę Alfricka. Niesamowicie uprzejme i dobrze wychowane stworzenie, po głosie można sądzić, że przemiły staruszek. Jak przepraszał kiedy musiał za pomocą oślizgłych macek wspiąć się wampirowi na głowę! A to po to, by porazić go gdyby udzielił fałszywej odpowiedzi na zadane przez Atris pytania. Wampir nie skłamał jednak ani razu, więc mu się upiekło. Przy okazji może nie tyle dowiódł swej lojalności, co udowodnił, że nie ma nic wspólnego z wrogami Finnswordów. Tyle musiało wystarczyć.

Zabrali artefakt i zajęli się przygotowaniami do drogi. Mieli uciec w nocy, niczym spragnieni siebie kochankowie, choć nie do końca o to chodziło… kto by tam jednak słuchał tłumaczeń, wiadomo było co się tu wyprawia!…ć miało.
Ruszyli w drogę kreując się na pospolitych kupców (choć Atris troszeczkę chyba za mało zaglądała do słownika i nie znała definicji tego słowa – do dekoracyjnej karocy dołączone były dwie wielgachne przyczepy, a to tylko na ich dwójkę! Jednak lepszy taki plan niż żaden). Noc spędzili osobno – Yao powoził, Atristan starała się spać. Nad ranem zaś okazało się, że podróżuje z nimi ktoś jeszcze – Sasha, najwierniejsza służka Perły, która zwyczajnie nie mogła puścić jej samej (z wampirem!). Najpewniej przypadłaby jej rola wiecznie gotowej do działań obronnych przyzwoitki, gdyby nie fakt, że po pierwszej akcji z zamachnięciem się wałkiem na wampira musiałam wtrącić się Panią Losu i oddelegować przystojniaka z powrotem do jego posiadłości.

Koniec końców nie zdążyli się nawet pocałować…
Tak mi się przynajmniej wydaje.


Historia pełna intryg, wampirów, asasynów i pięknych arystokratek, aż ociekająca niespełnioną namiętnością spowitej w mrokach nocy. Czy może istnieć lepsza opowieść na dobranoc w taki dzień jak ten? Tym emocjonującym akcentem kończymy i życzymy wszystkim… upiornych snów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

~ Hashira i Kerhje