Poznań nigdy nie odpocznie! Relacja ze zlotu.

W weekend 17-18 listopada 2018 r. odbył się zjazd forumowy, który każdy przybyły z pewnością może określić jako… najzimniejszy. Nie sprawdzałam temperatury ani razu, wokół padały hasła na temat stopni, ale mnie nie trzeba było słów. Wystarczyło spojrzeć na opatulonych w szaliki i grube kurtki uczestników, na zaróżowione policzki, drżące dłonie, choć niektóre postępowania okazywały się aktem prawdziwego poświęcenia i heroizmu! Jak na przykład – nie założenie czapki, bo kocie uszka na opasce lub złota korona nie mogły zostać przykryte skrawkiem materiału, da! Trzeba było grać kota, choć w tym wszystkim okazało się, że akurat Cętka postąpiła najrozsądniej, bowiem wcieliła się ona w cętkowe futerko w postaci piżamy-kombinezonu z mordką niezbyt wygórowanych w inteligencje ślepi pantery. Tak! Z pewnością Cętka miała doskonały kamuflaż! Nikt przecież nie zwróci uwagi na panterę w mieście..!

Ekhm, a może jednak zacznijmy od początku?

Oficjalne „otwarcie” spotkania rozpoczęło się w galerii połączonej z dworcem głównym w Poznaniu. Gdzieś między McDonalden a KFC większość uczestników zdołała już przybyć. Wyściskaliśmy się, wygłaskaliśmy pieseła Talara, a Cętka (jak prawdziwa kobieta i dama!) kulturalnie spóźniła się na wspólne powitanie na rzecz przyodziania kociego futra. Właściwie do teraz zastanawiam się, co tak naprawdę ją wstrzymało – szukanie drobnych do płatnej toalety w galerii (skandal!), czy faktycznie złożony problem zmiany wizerunku z człowieka na kota…

Talar mógł poczuć się odrobinę zagubiony pośród dwóch ludzkich kotów, ale chyba szybko pogodził się z tą myślą, bo czemu zrezygnować z dwóch par rąk do miziania z powodu różnicy uszu?

Lecz nasza przygoda zaczęła się bezpośrednio właśnie na Dworcu Głównym w Poznaniu. Tego nikt się nie spodziewał. Tego nie przewidziałaby żadna wróżka (nawet tesusilowa!). Nagle świat Alaranii na chwilę przeniósł się do rzeczywistości, gdy rozpoczęło się… polowanie na jednorożca. Ów tajemnicze i niespotykane stworzenie utknęło przyklejone do sufitu z małą ilością helu w sobie! Trwał w jednej pozycji, obrócony rogiem do podłogi i delikatnie kołysał się pod wpływem niewielkiego przepływu wiatru na stacji. Zdeterminowana drużyna szybko obmyśliła plan. Nie do końca doskonały… ale się udał! Kula szalikowa, kilka rzutów, starbucks za plecami, uciekający mężczyzna z wózkiem oraz atuty lasso sprawdziły się w wykonaniu tego jakże heroicznego czynu! Zdominowała tu kobieca chęć zdobycia balonu w kształcie jednorożca – taka okazja mogła się już przecież nigdy nie trafić! Upolowany unicorn został przymocowany sznurkiem do płaszcza organizatorki, by następnie zejść po unieruchomionych ruchomych schodach w oczekiwaniu na Sanayę. Z pewnością widok jednorożca, kotów i Talara nie mógł nie ująć jej serducha!

Będąc już niemalże całkowicie całkowitą drużyną, mogliśmy ruszyć dalej! Jeżeli jednak myślicie, że i to było łatwym zadaniem to… nie, wykreślcie z programu „easy lvl” w przypadku zjazdu forumowego. Otóż czy jest rzecz łatwiejsza od dojazdu tramwajem do mieszkania Callisto, by zostawić rzeczy? Okazuje się, że łatwiej byłoby nam przenieść góry niż wejść całą drużyną do zatłoczonego tramwaju. Jednorożce mają pierwszeństwo. Tesusil tym razem sprytnie podążył za tęczową grzywą, najwidoczniej wyczuł neutralizujące fale unicorna względem swego „farta”, lecz chyba nie wszyscy byli świadomi tego, że podążając za mną niekoniecznie dokonują wyboru odpowiedniego. Mój plan był prosty. Krzyknąć, że wsiadam do dalszych drzwi i po prostu wejść. Z radością wskoczyłam na sam brzeg tramwaju, a za mną podążył sznurek kolejnych ryzykantów, którzy to kolejno wciskali się do ciasnej puszki zwanej tramwajem. Sama ustawiłam się w drzwiach, by wspierać towarzyszy swojej misji, lecz Reinar został wypchnięty przez tłum na przystanek. Nie traciłam jednak nadziei. Przynajmniej do momentu, w którym nie rozległo się charakterystyczne pikanie zamykających się drzwi. Panika ogarnęła mój blond łepek! Dzielnie walczyłam z drzwiami, klikałam przycisk ile się dało, palcami myślałam, że dokonam cudu starając się rozsunąć boczne, poruszające się ściany. Moja rozpacz rosła w oczach, lecz drzwi okazały się mechaniczne nieposłuszne – zamknęły się. Reinar został na zewnątrz. Tramwaj odjechał. Selekcja naturalna okazała się silniejsza. Z najkrótszym stażem Reinar został wyrolowany przez komunikacje miejską w Poznaniu! Panie Reinarze! Pomożemy Ci nabyć wyższy lvl w pisaniu na Granicy, aby już żaden tramwaj Cię więcej nie wyselekcjonował!

Na całe szczęście River wraz z narzeczonym oraz Talarem mogli podwieźć samochodem naszego młodzika do domu Calli, aby i on mógł zostawić swoje rzeczy. I jak zawsze w trafnym momencie, gdy wszyscy w oczekiwaniu na jego przybycie postanowili w końcu zdjąć buty i rękawiczki, rozległ się dzwonek do drzwi. Kurtki więc szybko wróciły na nasze ramiona, bo czekał nas najbardziej kultowy spacer, który chyba nigdy nie zostanie zapomniany (Callisto szczególnie hue hue;>).

Osobiście odczuwałam wielką przyjemność z większej części tej przechadzki. Po drodze odnalazłam drogowskaz prowadzący do Pyrlandii, lecz my kierowaliśmy swój krok w stronę Jeziora Maltańskiego. Sama wiążę z tym miejscem miłe wspomnienia, choć dopiero w sobotę miałam okazję obejść jego tak ogromny kawał. Mój mózg wyłącza się całkowicie w obecności wody, jako że jest to naturalne środowisko żab – nikogo to nie powinno dziwić. Momentami miałam ochotę stanąć i wpatrywać się w giętkie linie jeziora, podziwiać malutkie światełka optycznie odlegle ułożonego miasta i cieszyć się tą chwilą. Mój umysł bezczelnie wyprał się ze wszelkich przemyśleń, gdy to po raz kolejny zwróciłam głowę w kierunku Malty. To sprawiło, że w tym jednym momencie przestałam być pracownikiem, mój telefon nie sięgał rzeczywistości, a ja po prostu żyłam tym co było tu i teraz. Świadomością ilu cudownych ludzi mnie otacza, że wszystkich łączy ta sama pasja. Wydawałam się (sama dla siebie) nieco oderwana od towarzystwa (przynajmniej umysłem!). Czułam się tak, jakby nagle wyszedł ze mnie duch i stanął z boku doceniając tę chwilę. Ten zbiór jednostek, który śmieję się i przeklina pogodę. Wdychałam powietrze i dzieliłam się nim, jak i przestrzenią, z ludźmi, których coś łączy. Uczucie to jest odrobinę dziwne, bo zazwyczaj separują nas kilometry, nie słyszymy swojego głosu, czytamy komunikatory, a raz na jakiś czas możemy siebie zobaczyć. Wiem, że tego dnia nie było nas wszystkich, ale pozwoliłam sobie cieszyć się tymi, którzy są.

A potem, z mojego letargu budziły mnie powtarzające się słowa:

– Daleko jeszcze?
– Calli prowadzi nas do Zasiedmiogórogrodu.
– Może obchodzimy jezioro dookoła?
– Calli, daleko jeszcze?

Ta sielankowa (dla mnie) chwila miała swój koniec, gdy dotarliśmy do hałaśliwych ulic. Wówczas mróz znokautował moje policzki, nos, dłonie, uda… i właściwie cały mnie sparaliżował. Będąc nieopodal linii tramwajowych dotarł do mnie stan obejmujących wszystkich wokół, choć jak się później okazało – większość twierdziła, że najzimniej było nad jeziorem. Tak, jestem dziwakiem wśród dziwaków <3

Ale udało nam się! Dotarliśmy na rynek! I wiecie co? Odbyliśmy godzinny spacer tylko po to by spędzić w centrum Poznania może z dwadzieścia minut swojego życia? Obejmowało to zjedzenie makaronu na wynos, zamówienie kebsa, dwa shoty w Czupito, a potem zaliczenie żabki (sklepu!), by następnie wrócić do ciepłych kątów mieszkania Calli. A tam czas płynął nam jeszcze przyjemniej (głównie dlatego, że było ciepło haha!).

Dołączyli do nas założyciele forum, Meridion oraz Niara, a potem z wrodzoną intuicją (i pewne z Google maps) dotarły Kerhje oraz Hashira. Teraz mogliśmy dać upust naszej znajomości! Rozmowy i śmiech nie miały końca. Jednorożec zdobył rzeszę fanów oraz był chyba najczęściej fotografowanym elementem tego wieczoru. Cętka dokonała kultowego pchnięcia nożem w plugastwo, a Calli odkupiła swoje grzechy pizzą, lecz tak naprawdę, nad naszymi umysłami zawładnęła Fibby! Piesełka Callisto, która w życiu nie dostąpiła tylu pieszczot! Była głaskana, niechcący dokarmiana, no i pasowały jej kocie uszy. Z lekkim sercem mogę śmiało stwierdzić, że był to udany wieczór.

Oraz niedzielny poranek! Niestety ten dzień okazał się też tym smutnym, w którym przychodzi nam zawsze szybko żegnać uczestników zjazdu, lecz ci, co mieli okazję zostać jeszcze kilka godzin dłużej w Poznaniu doznali zaszczytu spotkania Kany! Uroczyście została przez nas powitania, ponieważ część uzbroiła się w najlepszy element garderoby – koszule. <3 Czas mijał, kolejne godziny zmuszały do opuszczenia Wielkopolski, ale myślę, że nikt nie żałował decyzji pojawienia się na naszym ala halloweenowym zjeździe.

Koniec brzmi ładnie, prawda? Ale dla skomplikowania sytuacji dodam, że Kana nie zdążyła na powrotny pociąg w niedzielę, a ja zostawiłam kilka rzeczy u Calli… w tym zielone, żabie spodnie. No i jeszcze na koniec końców chciałam pogratulować Tesowi za to, że pierwszy raz udało mu się złożyć śpiwór <3

Do zobaczenia następnym razem!

~Frigg


To teraz mała prywata ode mnie!

Kochani, nie macie pojęcia, jak cieszę się, że byliście. Było mi przesympatycznie Was gościć i żałuję tylko, że nie mogłam wszystkim poświęcić tyle uwagi, ile bym chciała – mam nadzieję, że Fibby nadrabiała za mnie! Jeśli o spacerek chodzi, to szczerze i zupełnie nie żałuję, następnym razem po prostu pójdziemy w lepszą pogodę, bo czeka na nas jeszcze poznańskie zoo latem! >3

Na koniec lista pozostawionych fantów:

– czarne słuchawki nausznikowe – sztuk 1, właściciel – Reinar,
– czarna czapka zimowa – sztuk 1, właściciel – Szopeł,
– zielone żabie spodnie – sztuk 1, czarna opaska – sztuk 1, właściciel – Żaba
– Kana, sztuk 1 <3 (bezpiecznie powróciła dnia następnego).

Zguby zostaną odesłane/odwiezione, zgodnie z życzeniem zapominalskiego ^.^

Ściskam Was wszystkich i każdego osobna,

~Callisto