Wywiad z Barbarossą

Avatar użytkownika

Wnętrze kajuty wypełnione jest rozmigotanym blaskiem kandelabru. Jej wyposażenie – bogate i eleganckie, dobrze oddaje charakter osoby, z którą zamierzam się spotkać. Słodki, lekko niepokojący zapach wypełnia powietrze. Zapach łączący woń krwi, soli, miodu i stali. Czuję, że już tu jest, choć jeszcze go nie widzę. Wszystko kołysze się lekko w rytm fal, dając złudne poczucie bezpieczeństwa. Jak bezpieczna może być jednak rozmowa z bezlitosnym kapitanem, który jest jednocześnie wampirem? Przełykam głośno ślinę i zbierając odwagę, odwracam się powoli. Wyłania się z cienia – wysoki i smukły. I wyjątkowo ogorzały jak na wampira.


Kronikarka: Witaj, kapitanie Barbarossa. Rozmowa z tobą to prawdziwy zaszczyt – nawet mi rzadko kiedy zdarza się odwiedzić prawdziwego króla korsarzy. Wokół twojej postaci narosło mnóstwo plotek, jedne bardziej szalone od drugich. Pewna z nich wyjątkowo przykuła moją uwagę. Historie opowiadane na morzu głoszą, że gdy się zdenerwujesz lub stracisz nad sobą panowanie, zamieniasz się w czarnego kota. Czy to prawda? Jak bardzo uciążliwe są te przemiany?

Barbarossa: Witaj, choć może raczej powinienem zapytać „Jak dostałaś się na mój okręt?”, ale niech już będzie – rozgość się (wskazuje na beczki po rumie – uniwersalne fotele pirackiego społeczeństwa). Ja również cieszę się ze spotkania i tego, że świat ma szansę o mnie usłyszeć. W końcu mało kto wie, że jestem królem… Piratów! Nie korsarzy. Piratów. Korsarstwo to dawne dzieje, walka i grabież pod obcą jurysdykcją i z obrożą na szyi. Teraz rabuję i zabijam dla samego siebie. Tym właśnie piraci różnią się od korsarzy. Brakiem strzelającego nad uchem bicza. Ale wróćmy do tematu plotek. Ta, którą przytaczasz, jest jak najbardziej prawdziwa. Pod wpływem silnych emocji potrafię zmieniać się w czarnego kota o dużych, żółto-zielonych ślepiach i miękkim futrze. To defekt mojej wampirzej przemiany; inni potrafią przybrać postać wilka lub nietoperza, a ja jedynie dachowca, który miauczy po nocach do księżyca w pełni. Dzieje się tak, gdy poddam się, jak już wspomniałem, silnym emocjom. Zazwyczaj jest to gniew, strach i miłość, których sporo doświadczyłem przez ostatnie lata. Sprawiają one, że moje ciało się kurczy i obrasta futrem, co, odpowiadając na kolejne pytanie, nie jest tak uciążliwe, jak proces odwrotny, kiedy wszystko wraca do normalności. Najgorszy w tym wszystkim jest ból w kościach i suchość w gardle, którą zaspokoić mogę jedynie krwią. Sama przemiana, podkreślam, to nic specjalnego.

K: Brzmi przerażająco i boleśnie. Ale gdy już jesteś kotem, to pomijając wszystko inne, jest to chyba całkiem dobry sposób na rozczulenie kobiety?

B: Oczywiście, jeśli takowa uwielbia koty. Jako kupka czarnej sierści niczym nie różnię się od przeciętnego myszojada. Lubię spać na miękkim, ubóstwiam drapanie za uszami, czesanie i głaskanie po karku. Często drapię pościel, zasłony, miauczę i mruczę w zależności od nastroju. Nie oszukujmy się, kobiety uwielbiają koty, wiąże się to zapewne z jakimś podobieństwem między tymi gatunkami, więc wpaść w łaski takowej nie jest wcale trudne.

K: Czy jesteś świadomy siebie w takim stanie? Taka przemiana mimo wszystko wydaje się lepsza niż wejście w skórę rozwścieczonego, zielonego olbrzyma, który mógłby kilkoma ruchami zniszczyć statek. Czego potrzeba byś wrócił do własnego ciała?

B: Czasu. To wszystko. Żadna magia nie sprawi, że emocje opuszczą moją głowę. Kiedy jestem kotem, myślę jak kot, ale tam w tyle siedzi prawdziwy Ja, który zmaga się ze wspomnieniami i myślami. Czasami zajmuje to godzinę, czasami trzy, a kilka lat temu kotem byłem cały miesiąc, co dopiero jest uciążliwe, kiedy wszyscy oczekują twoich rozkazów i wymagają, byś do nich wrócił. Zauważ, że jako kapitan tej analfabetycznej zgrai, zawsze powinienem być na posterunku.

Jako kot jestem świadomy jedynie niewielkiej części tego, co się ze mną dzieje. Są to głównie pojedyncze słowa, wirujące w moim najbliższym otoczeniu. Gdybym był kotem i ktoś cały czas by do mnie przemawiał, rozumiałbym co piąte słowo. Tak wolno pracuje wtedy moja podświadomość, jednak dobre i to.

K: Wracając do pirackiego życia, czy trudno jest połączyć życie wampira i kapitana statku? Kto przejmuje obowiązki gdy ty – powiedzmy, ulegniesz poparzeniom słonecznym lub właśnie zamienisz się w kota?

B: Nie jest to nic trudnego. Choć jestem wampirem, to jednak klasy wyższej, co oznacza, że dość dobrze radzę sobie z głodem i promieniami słońca. Jednak kiedy staję się niedyspozycyjny, dowodzenie przejmuje Adewall, kwatermistrz i moja prawa ręka, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Wiedząc, że to on stoi za sterem mogę odpoczywać w spokoju i bez obaw o życie własne i załogi. Zwykle jednak, zanim zniknę w kajucie, zdołam wydać kilka rozkazów, które mają zostać spełnione. Daje mi to gwarancję, że pod moją nieobecność nikt nie odstawi samowolki, jak to mawiają.

K: Nie wiem czy wiesz, ale po alarańskich wodach pływa jeszcze jeden wampirat. Jest to Antar, pochodzący z północy kapitan Aquilona. Zdarzyło ci się z nim kiedyś spotkać?

B: Nie miałem tej przyjemności, ale ocean jest mały i wierzę, że kiedyś to nastąpi. W końcu jak duża jest szansa na to, by w świecie pełnym tylu okrętów do zatopienia, dwóch wampiratów będzie się bez przerwy unikać? Sądzę, iż niewielka. Chętnie więc poznam tego drugiego i wypiję jego zdrowie. A kto wie, może nawet wspólnie dokonamy jakiegoś abordażu.

K: A propos picia – jak zaspokajasz swoje zapotrzebowanie na krew na morzu, gdzie – spójrzmy prawdzie w oczy, występują dosyć ograniczone jej zasoby?

B: Może zabrzmi to dość makabrycznie, ale magazynuję ją w pustych butelkach po rumie i innych alkoholach. Mam w kajucie ładny zestaw komód, każda wypełniona buteleczkami z posoką, zbieraną podczas rejsu. Bo widzisz jako pirat często dokonuję abordażu, a złota zasada mówi, że gdy pokona się kapitana, jego załoga, jeśli natychmiast rzuci broń, może liczyć na wybawienie. To właśnie z grona ocalałych wybieram następnie jednego lub dwóch, zdrowych marynarzy i proszę swojego bosmana o upuszczenie z nich nieco krwi, która następnie ląduje w barku.

K: Ciebie oraz twoich wiernych kompanów łączy niezwykła więź – z częścią z nich razem zostaliście piratami, a niektórzy dołączyli do ciebie już po rozwiązaniu Hanzy Kupieckiej. Czy trudno jest dowodzić tak zróżnicowaną mieszanką ras, zwyczajów i charakterów? Zdarzają się wam zatargi na pokładzie Nautilusa?

B: Jest to dość trudne ponieważ nie sposób dogodzić wszystkim w takim samym stopniu. Zawsze jedna ze stron zostanie pokrzywdzona, ale grunt to być sprawiedliwym wobec wszystkich. Zatargi to nieodłączna część naszej dziennej rutyny, zwłaszcza podczas podziału łupów, gdy ci którzy czynnie walczyli otrzymują tyle samo, co zespół broniący w tym czasie okrętu. Ale na wszystko znajdzie się sposób. Stąd też każdy z moich ludzi jest równy, może wygłosić swoje niezadowolenie i podważyć rozkaz w każdej chwili; nie dzieje się tak tylko dlatego, iż moje rozkazy jeszcze nigdy nie uraziły moich ludzi.

K: Wracając do tematu pirackich podbojów – jak powiedział kiedyś pewien bard: “Każdy piracki władca potrzebuje dużego skarbca”. Twoim jest osławiona Wyspa Czaszek z wybudowanym na niej zamkiem. Kto sprawuje nad nią pieczę, gdy ty wyruszasz na kolejne wyprawy?

B: Raven, adoptowana córka mojego mentora i była narzeczona, z którą pozostaję w przyjaznych relacjach ponieważ prawda jest taka, że wyspa, o której mówimy, należy do niej. To, że Raven zgodziła się objąć funkcję majordomusa w posiadłości, nie odebrało jej praw do ziemi. Wyspę odkrył kapitan Xerath, nie należy ona do żadnego z królestw, toteż miał prawo sam ogłosić się jej właścicielem. Po swojej śmierci trafiła ona w ręce córki licha, która to z kolei pozwoliła mi składować tutaj skarby. Niestety wraz ze wzrostem łupów i kompanów musiałem znaleźć port dla wspólnych narad. Problem polegał jednak na tym, że łowcy piratów wciąż deptali nam po piętach, więc zamiast szukać przyjaznego portu, sami go zbudowaliśmy.

K: Czy mógłbyś przybliżyć mi plan związany ze zbliżającym się rejsem? Czy planując tak szerokie działania, rozważasz również opcję porażki? Aż ciężko sobie wyobrazić taką możliwość, ale ty wydajesz się przygotowany na wszystko.

B: Mój najbliższy rejs zakłada bezpieczne dotarcie do Maurii, a następnie powrót do domu. Wszystko pomiędzy pozostaje tajemnicą, nawet przed mną samym. Nie wiem co nas dokładnie spotka, może natkniemy się na łowców, może na siły sojuszu lub sztorm. Wolę teraz o tym nie myśleć. Czy rozważam porażkę? Nie, a to dlatego, że znam możliwości własnej załogi. Jesteśmy przygotowani, by podjąć rzucane nam wyzwania i bardziej już nie będziemy. Wszystko rozstrzygnie się na oceanie.

K: Mam również pytanie… wyjątkowo intymne. Proszę mi wybaczyć, ale o twoim romansie wśród piratów jest głośno, a oczywiste jest jak trudny jest to związek… Z córką tak potężnego nieprzyjaciela. Zastanawia mnie więc jedna rzecz: Czy wolałbyś, żeby Kiraie nigdy nie pojawiła się w twoim życiu?

B: Jeśli mam być szczery, to tak. Wolałbym nigdy jej nie spotkać, nie musiałbym teraz jej tak chronić. Nie zrozum mnie źle, wcale nie żałuję tego, że ją poznałem bo odkryłem w sobie coś więcej niż miłość do słonej wody i podrzynania gardeł, ale nawet na nią nie zasługuję. Kiraie to dziewczyna z dobrego domu, gdzie tam do niej buntownikowi pijącemu krew pokonanych. Mogłaby mieć każdego, a wybrała łotra spod ciemnej gwiazdy. Skoro już jednak postanowiła ze mną zostać, mam zamiar sprawić, by niczego jej nie brakowało.

K: Czy nie boisz się zostawiać ją samą na czas twojej nieobecności na wyspie?

B: Nie ponieważ Kiraie płynie ze mną. To jej samodzielnie podjęta decyzja i nie zamierzam jej tego zabraniać. Jest dorosła, wie w co się pakuję, a mi będzie przynajmniej raźniej. Wiesz, jak samotny może być wampir w trumnie?

K: Wierzę, że bardzo (śmieje się). Na koniec, wybacz mi śmiałość, chciałam zapytać o coś, co cały czas mnie intryguje. Zauważyłam, że zamiast jednej z dłoni masz magiczną protezę. Jak to się stało, że utraciłeś rękę? O ile oczywiście zamierzasz komukolwiek o tym opowiadać.

B: A zapewniali, że nikt nie zauważy… no, ale skoro pytasz to odpowiem, że nie jest to wielka tajemnica. Dłoń straciłem podczas starcia z jednym z moich byłych oficerów. Jak wspomniałem wcześniej, na Nautiliusie dochodzi czasem do zatargów, ale podniesienie na kogoś ręki to zjawisko rzadkie, lecz nie niewystępujące. To stało się latem, kiedy wracaliśmy z udanych łowów i zostaliśmy zatrzymani przez innych piratów. Wtedy jeszcze nie byłem taki sławny, ani nie siałem grozy i krótko mówiąc dostałem ultimatum: oddam połowę złota albo pożegnam się z życiem. Piraci rzadko wyżynają się nawzajem, o wiele częściej okradamy się i wykorzystujemy, ale z powodu naszej malejącej społeczności staramy się pływać w zgodzie. Wybrałem to pierwsze, mając już w głowie plan doskonałej zemsty. Niestety ledwo się rozstaliśmy, zarzucono mi tchórzostwo, czego nie mogłem puścić płazem. Mój oficer wyszedł wtedy z założenia, że byłby lepszym niż ja kapitanem i dlatego wypowiedział mi posłuszeństwo. Skrzyżowaliśmy szable, podczas starcia straciłem dłoń, a on życie. To w pewien sposób utrwaliło moją pozycję i nauczyło mnie dobierać sobie bardziej zaufanych kompanów.


Dziękujemy za ten smakowity wywiad i zapraszamy do wypatrywania pierwszej gwiazdki, a razem z nią świątecznych nowinek, które pojawią się już za tydzień! Do zobaczenia! : )

Hashira i Kerhje