Kartka z dziennika lorda Fobosa de Loer (II)

Któż by pomyślał, że czas – nawet dla umarłego – może się dłużyć? Wydawałoby się, że gdy stajesz się nieśmiertelny (a przynajmniej zbyt wielu sposobów na uśmiercenie wampira nie znam), ta prozaiczna kwestia przestaje mieć znaczenie. Wydarzenia sprzed dwóch tygodni udowodniły mi jednak, że czas, tak samo jak strach jest kwestią indywidualną. Mimo że moje serce nie uderzyło ani razu w ciągu długiej chwili, która posłała mnie i pannę Ragrafford z okna dworu Hanny de Belloy na ziemię, moment ten wydawał mi się, nie przymierzając, wiecznością. Zdążyłem rozważyć wszystkie scenariusze w których upadamy razem na ulicę i żaden nie był korzystny dla mojej małej towarzyszki. Wtedy, obnażając się bardziej niż nakazywałby to zdrowy rozsądek, podjąłem jedyną słuszną decyzję. Puściłem Makę i zamieniłem się w dym, by zdążyć ją pochwycić i tym samym wyhamować pęd kociego ciała.

Być może ktoś postronny mógłby orzec, że stałem się sentymentalny, głupi, ryzykując ujawnienie dla obcej mi osoby. Powiadają, że to przypadłość starych ludzi, a ja, jak na ludzkie standardy, jestem już wiekowym starcem.
Teraz wiem jednak, że to była dobra decyzja. Zmiennokształtna jest oddanym pracownikiem. Ja natomiast – przynajmniej we własnym domu – nie muszę już udawać nikogo innego.

Skoro o domach mowa, Dwór przepada za moją pomocnicą. Zwłaszcza teraz, gdy wzięła się za te przeklęte, obiecane róże. I muszę przyznać, że prezentują się wyjątkowo dobrze, szczególnie gdy promienie zachodzącego słońca przesycają płatki krwistą czerwienią. Być może każdy czarny ogród potrzebuje czasami kropelki krwi.

Zbyt daleko odbiegłem jednak od sedna moich rozmyślań.

Czas. Dla ludzi płynie w zawrotnym tempie, ja nie odczuwam różnicy między dniami i tygodniami. Czasami wędruję po posiadłości i obserwuję cienie przesuwające się wraz z mijającymi godzinami. Czy zmieniło to moją egzystencję? Z całą pewnością. Nie pędzę w pogoni za mirażami, czując nad sobą kruchość mojego istnienia. Dla naukowca było to błogosławieństwo. Nie ważne ile zajmą mi moje badania. Posiadam cały czas tego świata.

Zastanawiam się jak czas płynie dla zmiennokształtnych. Czy przyjdzie mi patrzeć jak kotołaczka starzeje się i odchodzi? A może ucieknie wcześniej sama, gdy zrozumie, że ludzkie życie nie znaczy dla mnie tyle co dla niej? Że smak krwi cenię bardziej niż ukochane przez nią słodycze, a samo gaszenie istnień jest przy tym czynnością poboczną? Tak czy inaczej nie powinienem się do niej przywiązywać. O ile nie jest na to za późno.

Kartka z dziennika Kinalalego

Chodźcie, chodźcie, bo sprzedajemy historie! Najlepsze w całej Alaranii, jeszcze ciepłe! Dzisiaj czeka na nas dziennik, tym razem nie nasz, ale za to absolutnie przepyszny. Zapewne niejedna (i niejeden!) z Was w skrytości ducha marzyła, żeby ją przeczytać. Kartka z pamiętnika Kinalalego!


Znam tyle słów, jak chyba nikt inny i do niedawna jeszcze z niezachwianą pewnością siebie twierdziłbym, że nie ma niczego na tym świecie, czego nie potrafiłby w nie ubrać, bo zdawało mi się, że odpowiednio wrażliwa dusza wystarczy, by na głos móc wyrazić to, co się w jej wnętrzu kłębi. A jednak teraz cierpię i to w dwójnasób.
Avatar użytkownikaPo pierwsze przez to co czuję. Znam imię tej emocji, znam jej siłę, która niszczy i buduje, znam smak słodki i gorzki zarazem, bezwzględnie uzależniający. Nie nazwę jej jednak na głos ze strachu, bo niczego nie lękam się tak bardzo, jak oddać się jej bezwarunkowo i ją utracić – nie muszę być medykiem ani ciała ani duszy by wiedzieć, że byłby to dla mnie cios śmiertelny, z którego nigdy bym się już nie odrodził. Wszyscy wkoło jednak wiedzą co czuję, im powiedzenie tego głośno przychodzi z łatwością, której chyba zaczynam im zazdrościć… Ach, o ileż lżej by mi było na sercu, gdybym miał chociaż cień pewności, jakiejkolwiek pewności, a nie tylko setki pytań bez jasnej odpowiedzi. Ja, który przez tyle lat opiewałem uczucia w swych wierszach, opowiadając o nich najpiękniej jak potrafiłem, ja, który tyle razy radziłem i wspierałem, ja, który tylekroć doświadczyłem wdzięczności od dusz, które w moich wierszach znalazły ukojenie… Okazałem się być przegranym. Niczym mędrzec wśród głupców… okazałem się być największym głupcem.
Po drugie przez lęk i niepewność. Boję się od kiedy tylko me serce zaczęło bić w rytmie serca innej osoby, lecz strach strachowi nigdy nie jest równy i tak, jak wcześniej mógłbym w przypływie śmiałości nazwać go lękiem przed nieznanym, który na swój sposób potrafi zachęcać, nęcić i dawać odwagę, ale i szczęście i ekscytację, tak teraz… Me serce mnie paraliżuje. Mówi „stój” i „idź” zarazem. Każe się zatrzymać i przemyśleć to co robię, nieustannie zatruwa me myśli wątpliwościami: czyż to uczucie, które tak mnie obezwładnia i uzależnia, nie jest przypadkiem tylko i wyłącznie wyrazem mojego pragnienia i tęsknoty, jedynie fantomem a nie prawdą. Lecz nie, bo gdy zdawało mi się, że tak dobrze pamiętam słodycz spełnienia, tej pełni egzystencji, którą daje dzielenie serca, które bije w jednym rytmie w dwóch ciałach, list przewiązany wstążką z wodorostów uświadomił mi, w jak wielkim błędzie byłem.
Lecz co teraz? Podążać czy trwać? Sam już nie wiem… Zdawało mi się, że tu, w Danae, byłem bliżej spełnienia niż kiedykolwiek wcześniej, bo me serce zaczęło śpiewać inną pieśń, a na swych ramionach czułem pieszczotliwy dotyk spojrzenia, które było przeznaczone jedynie dla mnie. Lecz gdy spojrzałem za siebie, by móc nareszcie stanąć naprzeciw tego jedynego, wyjątkowego, jego tam nie było, a mnie znów zdjęły wątpliwości, czy nie były to tylko moje wyobrażenia, emanacja pragnienia, które zajmuje moje serce i umysł już stanowczo zbyt długo. Boję się, czy zostając tu nie tracę czasu, który jest nam przeznaczony, bo może on czeka zupełnie gdzie indziej. Lecz co jeśli jest zgoła odwrotnie? Co jeśli on naprawdę tu jest, na wyciągnięcie ręki, tak blisko, tuż koło mnie… A ja go nie widzę? Albo co gorsza widzę, mijam go co dzień na ulicy, pozdrawiam, ale moje serce nie wyrywa się do niego, nie podpowiada mi i niczego nie sugeruje, a tymczasem jemu odwagi starczy tylko na tyle, by zerknąć za mną tęskno, gdy odchodzę tak błogo nieświadomy… Dlaczegóż to nigdy nie może być łatwe? Dlaczegóż zawsze czuję strach i tyle niepewności? Czy to cena, jaką każde z nas musi zapłacić, by zdobyta zbyt łatwo nagroda nie straciła niczego ze swej słodyczy, by docenić ją w pełni tak jak na to zasługuje?
To oznacza jednakże, że jest nadzieja! Bo skoro teraz moje serce ściska bolesna obręcz niepewności, a ja jestem bliski szaleństwa z rozpaczy i rozterek, oznacza to, że jestem blisko i wkrótce… W końcu…


Chwyta za serce, prawda? Przy okazji chcieliśmy przypomnieć, że pojawił się nowy bestiariusz, a jego kolejne strony są nadal opracowywane. Link Tutaj.

Dla wszystkich, którzy lubią pisać pod presją czasu i zabierają się do pracy na ostatnią chwilę przypominamy również, że zostały jeszcze trzy dni naszego konkursu – termin nadsyłania prac upływa 25 listopada o godzinie 23:59. Link Tutaj.

Hashira i Kerhje

Kartka z dziennika Sevi (Truskawki)

Przeżyliście? Naprawdę żyjecie? Zamierzacie przetrwać jeszcze dłużej? I naprawdę chcecie przeczytać tę kartkę? Leżała na podłodze… Pogięta, poplamiona, zapomniana. Powoli stawała się cieniem samej siebie, ale znaleźliśmy ją i postanowiliśmy Wam pokazać. Może… Może zrozumiecie z tego coś, co wcześniej nie chciało się objawić… Kochani (nie)śmiertelnicy, oto kartka z dziennika Sevi…


Przestałam już liczyć, który dzień badam zjawisko tak zwanej “śmierci”. W księgach znalazłam wiele znaczeń tego słowa. “Stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia, spowodowany nieodwracalnym zachwianiem równowagi funkcjonalnej i załamaniem wewnętrznej organizacji ustroju. Do zjawisk, które Avatar użytkownikadoprowadzają do stanu śmierci, zalicza się m.in. starzenie się, drapieżnictwo, niedożywienie, choroba, samobójstwo lub odwodnienie”. Studiując dalej, znalazłam wzmiankę o rozkładzie. Jednakże moi rodzice nie doświadczyli takiego zjawiska, oni… rozpłynęli się w powietrzu. Ciągle szukam odpowiedzi, dlaczego. Czy zrobili coś nie tak?
Enid opowiada mi różne historie. Pokazuje mi wojny, głód, zarazy, śmierć, zło. Nie potrafię zrozumieć wielu rzeczy. Dlaczego ludzie, których widzę w głowie dzięki Enid, krzyczą? Moi rodzice umarli spokojnie. Czy śmierć jest taka bolesna?

Kolejny dzień. Moje badania trwają, dzisiaj próbowałam przywołać ducha (innego niż Enid). Myślałam, że inna istota z “tamtego świata” pomoże mi lepiej zrozumieć zjawisko śmierci. Niestety, wszystko skończyło się fiaskiem. Duch zdemolował pół dzielnicy, z czego nie dostałam żadnej odpowiedzi.
(reszta słów jest skreślona i zabazgrana. Jeśli lepiej się przyjrzeć, można dostrzec chaotycznie napisane “Enid”).

Ostatni dzień moich badań. Zrobiłam to. Śmierć to nie termin, którego można się nauczyć. To nie jest proste zjawisko biologiczne.
To ból. Złodziej.
Moi rodzice odeszli… A ja potrafię zrozumieć ich stratę dopiero po tych paru miesiącach.

Historia skłaniająca do refleksji, tak jak zbliżające się Święto Zmarłych i Halloween. Z tym duchowym akcentem zostawiamy Was na dzisiaj i życzymy upiornej nocy.

Hashira, Kerhje i Satharin