Anomalie pogodowe

Wiecie, może Wam się wydawać, że rozmowy o pogodzie są nudne i w sumie prawie macie rację. PRAWIE! Bo czasami bywa ciekawie – ot, gdy dochodzi do jakiś anomalii. Że co? Że burza, huragan? Moi drodzy, a co powiecie na portale? Albo na burze… emocjonalne? A to na pewno dopiero początek listy – wystarczy więc odrobina kreatywności, by nagle rozmowy o pogodzie stały się znacznie, znacznie ciekawsze. A w Donosicielu na pewno znajdziecie wiele, wiele ciekawych przykładów…
Adrion
“Pomyślne(?) wiatry i rady przydrożnej uzdrowicielki zaprowadziły Roję i jej miłosną klątwę do Adrionu – bardzo leśnego i pięknego miasta, którego nie mogła nie popodziwiać zanim udała się do biblioteki uniwersyteckiej, gdzie miała chwilę pobuszować. Nie jest pewna czy coś w ogóle tam znajdzie, ani jak długo jej to zajmie, a przed nią jeszcze wizja szukania ‘jakiegoś’ medyka znającego się na klątwach. To może potrwać… ale na pewno pokusa nie pozostanie długo bez towarzystwa w swych poszukiwawczych zmaganiach!”
~ KiS(s)
Równiny Theryjskie
„Tę pogodną noc Slavia spędzi w kryjówce Iana – nie jest to może najpiękniejsze i najczystsze miejsce, ale cóż, nie ma co wybrzydzać. Przynajmniej miły i przyjemny dla oka gospodarz trochę osładza czarodziejce tę niefortunną sytuację. A jest naprawdę miły! W końcu naprawił i oddał jej torbę – znaczy nie on naprawił tylko inny złodziejaszek i tak naprawdę ona tę torbę sama wyrzuciła… Ale to i tak miłe z jego strony. Może ta współpraca nie będzie taka zła. Ciekawe tylko po co Slavia została zaangażowana do tej roboty, skoro zgodnie ze słowami Iana mógł on tam zakraść się sam i byłaby to dla niego bułka z masłem – wystarczyło przemienić się w kota i pójść do córki hrabiego Alonso, która dokarmia bezdomne dachowce. Najprostszy włam z możliwych! Więc…?”
Jadeitowe Wybrzeże
“Pogoda na tej tropikalnej wyspie to ciekawa sprawa – zwłaszcza dla Kany, która na magii się nie zna i nie ma pojęcia skąd nagle wziął się tu śnieg i lód. Choć w zasadzie mogłaby skojarzyć te anomalie z pewnym pięknym, chłodnym Kapitanem i jego mroźnią aurą. Będzie miała zresztą chwilę przypatrzyć się im bliżej, bo oto w końcu udało jej się podstawić samą siebie (już widzialną, bo wyrwaną spod czaru Morengvarga) pod swoją iluzyjną kopię. Po raz pierwszy Antar będzie rozmawiał z prawdziwą nią. Czy zmachana kotka da radę kontynuować blef Morena i jeszcze jakoś się z nim porozumieć kiedy wróci z Kapitanem do obozu? Trudno przewidzieć czy ktoś tu komuś jeszcze zaufa po tych wszystkich kłamstwach, iluzjach, magicznych strzałkach usypiających i fakcie, że Urzaklabina, nagle… zniknęła.
To będzie trudne.”
~ KiS(s)
Równina Drivii
„Tunele starej kopalni prowadziły ich niżej i niżej, raz na jakiś czas przeszkadzały też w podróży, a to przez podniszczony most, który sprawił problemy, gdy przez niego przechodzi, czy też przez stawianie ich przed wyborem odpowiedniej drogi – z tym ostatnim Jon poradził sobie za pomocą magii. I na szczęście, trójka bohaterów poradziła sobie ze wszystkimi problemami, a przynajmniej tak im się wydawało, bo… kim lub czym było to, co komunikowało się ze Sargybinisem? Ostatecznie, również z Akim, który wcześniej zmagał się z myślami i nie był pewien, czy na pewno chce iść dalej, dostali się na sam dół. Tam znaleźli komnatę, a na jej środku (prawdopodobnie starsze nawet od kopalni) wrota. Łowca dusz aktywował je magią i, choć portal wydawał się niestabilny, weszli weń i pozwolili mu się pochłonąć. Gdzie wylądują? Nie wiadomo.”
~ Samiel
Szlak Ziół
„Na Szlaku Ziół panuje atmosfera gęsta jak przed burzą – druid, który miał pomóc Funtce i Mniszkowi zamiast faktyczne przyczynić się do zdjęcia klątwy z malarki, coraz bardziej działa im na nerwy. Jego bezpośredniość, obcesowość i całkowity brak poszanowania konwenansów przyprawiają przemienioną malarkę o niemałe zaskoczenie, a leśnemu strażnikowi coraz bardziej podnoszą ciśnienie. Tarjuan nie wie, że balansuje na cienkiej linii i drażni tygrysa – konkretnie to Maorcoille żyjącego w ciele Mniszka. Aby więc nie doprowadzić do nieszczęścia, elfik decyduje się na jedyne w jego mniemaniu sensowne zachowanie i gdy tylko widzi wśród drzew dom druidki Flory, do którego zmierzali, zostawia swoich towarzyszy. Obiecuje jednak, że wróci. „
~KiS(s)
Pustynia Nanher
„Na niebezpiecznym terenie Piasków Czasu, udało im się znaleźć tych, których szukali. Seviron wdał się w dialog z Szalonym Skrybą, a Nataniel z zaginionym profesorem. I w ten sposób ich krótka przygoda się zakończyła. Kapłan razem ze Skrybą wrócił do miejsca, które tamten uznawał za swój dom, a czarodziej w towarzystwie znajomego wrócił tam, skąd przybył. Seviron zakończył swój pobyt na Pustyni udaną wymianą magicznego zwoju na słowa Matki, a w drodze powrotnej wykonał nawet Rytuał Snów. Teraz kierował się do siedziby Zakonu, z której wyruszył z tą misją. Czy droga przebiegnie spokojnie? Tego nie mógł wiedzieć nikt.”
~ Samiel
Oaza Sher-Arum
“Jest taka tajemnicza wioska blisko oazy Sher-Arum, której prawdziwej nazwy nikt nie zna… plotki głoszą, że kto tam trafił zapominał o swoim dotychczasowym życiu. Zupełnie. Na zawsze. Chociaż jest sposób, aby obronić się przed klątwą. Tego właśnie sposobu najpewniej spróbuje użyć Roseline, by zbliżyć się do tajemnicy. I kiedy ona szykuje się do wyprawy, inna kobieta, Hamartia – już raz umarła, a teraz bytująca w ciele niezbyt sprawnym – przemierza rozgrzaną pustynię w podobnym kierunku, choć bez tak wyraźnego celu. Co raz przewraca się i z trudnem podnosi z piasku, a gdy w końcu zbliża się wieczorem do spokojnego miasteczka upada po raz ostatni. I nie może się ruszyć. Czy ktokolwiek ją tam zauważy?”
~ KiS(s)
Katima
„Mieszkańcy Katimy nie pośpią za bardzo tej nocy, bo co chwilę słyszą grzmoty. I nie, nie zbiera się na burzę – to Wiktor i Gavin wpakowali się w kłopoty i próbują się wydostać z miasta, a tymczasem ścigający ich najemnicy bardzo wzięli sobie do serca określenie „po moim trupie”. Tak bardzo zależy im na tym, by obaj magowie nie wydostali się z Katimy, że zdążyli już zawalić część podziemi pod rynkiem, próbowali swoje ofiary otruć, wysadzić w powietrze i wielokrotnie pozbyć się ich w kontakcie bezpośrednim. Chłopakom do tej pory udawało się wyjść cało z każdej takiej przygody i spotkanie ze skrytobójcą też takie miało być. Jednak napastnik nagle zamiast ich zabić, próbował przekazać im jakąś informację i wyglądało na to, że zna Wiktora znacznie lepiej niż na to wygląda. Niestety, jego zachowanie okazało się być tylko sprytnym blefem, który miał zatrzymać magów w miejscu, aby dać szansę pościgowi. Kolejna walka zdaje się być nieunikniona.
A już byli tak blisko!”
~KiS(s)
Elisia
“Odkąd Finua podpaliła… no już w zasadzie wioskę, sprawy zaczęły przybierać szybsze obroty, a atmosfera, choć rozgrzana ogniem jest miejscami zdecydowanie zimna. Przeklęta przez szablę dziewczyna to płacze, to krzyczy, to boi się, uspokaja i znów rzuca, nie mogąc uciec z surowego uścisku Freya, a Rakhszasa używa magii emocji by nieco ją uspokoić. I z jakiegoś powodu jest tak bardzo po jej stronie, że proponuje jej… naukę kontroli nad klątwą? Chyba tylko Frey, piekielny, naprawdę zdaje sobie sprawę jak Finua wpłynęła na życie tutejszych ludzi, co im zrobiła i brutalnie to kobietom uświadamia. Czy się tym przejmą?”
~ KiS(s)
Lasy Eriantur
“Tutaj pogoda bez zmian, choć możliwe, że jeżeli chodzi o emocje to Alice’a niedługo poniesie – bo choć Zirk znowu się trochę porządził, to jednak posłuchał planu i być może niedługo odzyskają cenne ptaszkowe eksperymenta! Tylko, że skoro Puchatek wlazł na drzewo żeby je przepłoszyć to teraz to jego mistrz i sam Alice muszą je delikatnie złapać. Czarodziej w siateczkę, a Grim… może w łapy?
Tymczasem Xirin zaprowadziła małego tygryska Riziego do posiadłości, a nawet więcej – do stołówki, gdzie zobaczył kilku nietypowych podwładnych Alice’a i kto wie – może nawet się z nimi zaprzyjaźni? W końcu są zmiennokształtnymi jak on!”
~ KiS(s)
Dalekie Krainy
„W sierocińcu Imeldy daleko jest od nudy. Z wychowankami dzieją się zaskakujące rzeczy i aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Znikające duchy, tajemnicze księgi, magia śmierci… Aż strach pomyśleć co będzie dalej. Sugarro sprawy nie ułatwia, bo już pucuje zbroję na swoją świętą krucjatę, by pomścić śmierć matki Sala – zemsta musi niestety poczekać, bo centaur jest potrzebny na miejscu, by ogarnąć ten bałagan.
Tymczasem znika czarodziejka Hathor – jak kamień w wodę, nikt jej nie widział. Ostatnia osoba, z którą zaginiona miała styczność, widziała ją w bibliotece, a później już wszelki ślad po niej zaginął. Jedynie w korytarzu znaleziono niepokojące ślady krwi i sierść – niby nic, ale kto wie, czy to nie jeden z wychowanków sierocińca nie zapanował nad swoimi umiejętnościami i doprowadził do bardzo przykrego końca czarodziejki? Trudno w to uwierzyć, ale nie można tego wykluczyć. A może ze sprawą ma związek mroczna magiczna księga, którą znaleziono w bibliotece? Na razie więcej jest pytań niż odpowiedzi. „
~KiS(s)
Revendor
„Jak to mówią: po burzy nadeszło słońce. Laehteren jest już przytomna i w miarę sprawna, Camryn po upokorzeniu z wylanymi na nią mydlinami doszła do siebie (duma chyba jednak nadal troszkę cierpi), a pozostali inkwizytorzy chyba na jakiś czas odpuścili sobie złośliwe komentarze pod adresem ochroniarki. I dobrze, bo najwyższa pora zająć się śledztwem w sprawie zamordowania króla – to już naprawdę nie może czekać. I co więcej sprawa jest tak nagląca, że aż Wyciszony, który prosił maie o spotkanie, sam się do niej pofatygował, by osobiście zaprowadzić ją do swojego mistrza. Laehteren i Camryn w międzyczasie mogą trochę pogadać i półelfka może uzupełnić swoje braki w wiedzy – no bo w sumie to kim są ci Wyciszeni?”
~KiS(s)



W sobotę poranek był… Powolny. I pewnie gdyby nie to, że z Wrocławia koło 11.00 dotarł do nas Xelliks, drugi dzień zlotu mógłby zacząć się dopiero popołudniu. Ale czy ktoś się spieszył? No właśnie. To i pospać można było dłużej po długich nocnych rozmowach. A gdy już dotarł Xelliks z darami od siebie i Erisa – bo pamiętacie, że zlot zbiegł się w czasie z rocznicą ślubu Niary i Meridiona? – można było wywlec się z pościeli i zasiąść do wspólnego śniadania. San stała przy garach – nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz! A gdy już wszyscy zjedli jajecznicę ze wspólnej patelni, na stół wjechał sernik Królowej i rozpoczęły się ploty w alarańskim spa. Lisz opowiadał o Serkretach tym, którzy nie znali ich historii, przy okazji streszczając wątek swój i Ezry, Nuka robiła wszystkim chętnym sesję czesania włosów, a Niara malowała Xelliksowi paznokcie na liszowy fioletowy kolor.
Dobra – pogadali, posiedzieli, to teraz pora na atrakcje. Gospodarze mianowicie zaproponowali basen! A że propozycja padła odpowiednio wcześniej, większość osób była przygotowana i bez szemrania poszli wskoczyć w stroje kąpielowe, a następnie do wody! Część osób ambitnie robiła kolejne okrążenia, część grała w piłkę wodną, a część po prostu grzała się na leżaczkach w promieniach słońca zza okna. I tak to trwało aż wszystkim głód w oczy nie spojrzał i nie zdecydowano, że pora wracać. W końcu jeszcze wypadałoby się przebrać, wysuszyć, może skoczyć po jakiś dodatkowy prowiant… Z tego ostatniego koniec końców zrezygnowano, ale i tak wróciliśmy do mieszkania, gdzie towarzystwo powoli się ogarniało, a ja w towarzystwie wiernych pomocników – Meridiona, Frigg i Nuki – przygotowywaliśmy kolację. Później, pałaszując, mogliśmy znowu oddać się plotkom – tak prywatnym jak i forumowym. Rozważaliśmy na przykład jak można by zrobić alarańskiego Rasputina, kto uważa, że Alarania przypomina gigantycznego brokuła i jak można zbierać grzyby nie widząc… Tak, nikogo oczywiście nie zdziwi, gdy w tym miejscu wspomnę, że na zlocie do życia powołana została nowa postać Nuki – Vashka?
Nadszedł jednak wieczór i część osób musiała nas opuścić – byli to Carmen i Eris. W międzyczasie zaś trzeba było przygotować leże dla lisza (jak to pięknie brzmi, prawda?), które powstało z połączenia dwóch gąbkowych materacy zszytych naprędce, ale jednocześnie bardzo profesjonalnie przez Niarę – nie takie rzeczy w życiu szyła, prawda? W ten sposób Xelliks zyskał całkiem wygodne posłanie, co jednak nie oznaczało dla niego spokojnych snów… Ale o tym za chwilę!
W pomniejszonym gronie znowu rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych i nawet po udaniu się do łóżek nie mieliśmy dość. Pewnie gdyby nie trzeba było zwlec się z łóżek na pociąg trwałoby to może nawet do świtu. Ale no właśnie: w niedzielę trzeba było wstać i dowlec się na dworzec. No i przy pobudce okazało się, że owszem, Xelliks miał spanie bardzo wygodne, ale jednocześnie na drodze do kocich misek… I koty miały w duszy to, że ktoś tam śpi, nic nie stanie na drodze między drapieżnikiem i jego jedzeniem! Trochę więc naszego lisza podeptały – życie.
Tego ostatniego zlotu nie mieliśmy za wiele czasu na wspólną rekreację, bo większość osób miała pociąg przed południem. Tu niespodzianka! Okazało się, że czwórka z nas – Xelliks, Ásingerð, Nuka i ja – wracamy tym samym pociągiem. Niestety w całkowicie różnych wagonach, ale i tak było to zabawne. Pożegnaliśmy się więc z Niarą i Frigg, które zostały na mieszkaniu, a później z Merem, który bardzo uczynnie podrzucił nas na dworzec i tak zakończyła się główna część tego bardzo udanego poznańskiego zlotu. Wkrótce jednak dojdzie do ponownego spotkania, tym razem w klimatach Halloween! Wypatrujcie wieści na forum i do przeczytania w kolejnej relacji! A ci którzy zostawili u Niary i Mera ubrania, kosmetyki, ręczniki czy co tam jeszcze będą mieli okazję odebrać zguby.



W sobotę zaś miał miejsce właściwy zlot! Pierwsi zlotowicze zaczęli zbierać się pod pomnikiem Mickiewicza już około 15.00, a wśród nich było wiele osób, dla których był to zlotowy debiut – super, że było Was tak wielu, mamy nadzieję, że to nie był pierwszy i ostatni raz!

Niestety im dalej posuwał się wieczór, tym więcej osób musiało nas opuścić – jakoś trzeba do domu dotrzeć. A dla wielu była to podróż z przygodami! Sargybinisa deszcz dopadł już przy samym wejściu do Cybermachiny, Nevaeh zaś już praktycznie u celu natrafiła na małą powódź – całe szczęście do domu dotarła w jednym kawałku, a na progu przywitał ją stęskniony kot. Ostatnie zlotowe niedobitki rozeszły się chwilę przed północą i w ten oto sposób zakończyła się oficjalna część zlotu.
Ale to jeszcze nie koniec, bo już następnego dnia w znacznie
mniejszym gronie – bo składającym się z Jane, Ritsel, Niary, Meridiona no i mnie – spotkaliśmy się na śniadanie w klimatycznym Edenie, gdzie dołączył do nas przesympatyczny cerber o imieniu Dexter, a z okna nieopodal obserwował nas pies, który przypominał trochę białą puchatą chmurkę i tak też został na potrzeby rozmów ochrzczony. Tego dnia mieliśmy dla siebie czas do wczesnego popołudnia, bo później każde udało się w swoją stronę.

